Lee Bradley Brown, brytyjski turysta, zmarł w tajemniczych okolicznościach w areszcie policyjnym w Dubaju w kwietniu 2011 r. Brown, który przebywał w luksusowym hotelu Burj Al Arab, został aresztowany po konflikcie z nepalską pokojówką. Sześć dni po aresztowaniu, został znaleziony martwy w swojej celi. Okoliczności jego śmierci do dziś budzą liczne kontrowersje.

Rekordowe opady deszczu w Dubaju spowodowały chaos na tamtejszym lotnisku i odwołanie lub przekierowanie kilkuset lotów. Wśród tysięcy osób, które utknęły w samolotach lub w porcie lotniczym znalazła się grupa Polaków. Jedna z polskich turystek wrzuciła do mediów społecznościowych apel z prośbą o pomoc, chodzi o osoby pozostawione przez biura podróży "zostali porzuceni przez swoje biura, nie mają z ich strony żadnego wsparcia".

Lee Bradley Brown, brytyjski turysta, zmarł w tajemniczych okolicznościach w areszcie policyjnym w Dubaju w kwietniu 2011 r. Brown, który przebywał w luksusowym hotelu Burj Al Arab, został aresztowany po konflikcie z nepalską pokojówką. Sześć dni po aresztowaniu, został znaleziony martwy w swojej celi. Okoliczności jego śmierci do dziś budzą liczne kontrowersje.

Gwałtowne deszcze w Zjednoczonych Emiratach Arabskich sprawiły, że turystyczny raj był sparaliżowany komunikacyjnie przez kilka dni. Na miejscu utknęło mnóstwo Polaków. - Po 27 godzinach czekania na lotnisku linie proponują nam lot powrotny dopiero 23 kwietnia - opowiedziała PAP turystka z Polski.

Dubaj, miasto pełne blasku i luksusu, dla niektórych okazało się pułapką bez wyjścia. Wśród nich jest Sanjit Pruthi, 27-letni informatyk z Indii, który za obietnicę pracy w Dubaju zapłacił agencji Al Shayan 80 tys. rupii (760 funtów). Przybywszy do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, zamiast obiecanej pozycji technika komputerowego, młody Hindus otrzymał propozycję sprzątania toalet. O jego sprawie donosi serwis Detained in Dubai.

Rekordowe opady deszczu w Dubaju spowodowały chaos na tamtejszym lotnisku i odwołanie lub przekierowanie kilkuset lotów. Wśród tysięcy osób, które utknęły w samolotach lub w porcie lotniczym znalazła się grupa Polaków. Według jednej z polskich turystek "sytuacja jest męcząca i traumatyzująca".

Dubaj, miasto pełne blasku i luksusu, dla niektórych okazało się pułapką bez wyjścia. Wśród nich jest Sanjit Pruthi, 27-letni informatyk z Indii, który za obietnicę pracy w Dubaju zapłacił agencji Al Shayan 80 tys. rupii (760 funtów). Przybywszy do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, zamiast obiecanej pozycji technika komputerowego, młody Hindus otrzymał propozycję sprzątania toalet. O jego sprawie donosi serwis Detained in Dubai.

Rekordowe opady deszczu w Dubaju spowodowały chaos na tamtejszym lotnisku i odwołanie lub przekierowanie kilkuset lotów. Wśród tysięcy osób, które utknęły w samolotach lub w porcie lotniczym znalazła się grupa Polaków. Według jednej z polskich turystek "sytuacja jest męcząca i traumatyzująca".

Lotnisko, które w ubiegłym roku obsłużyło ponad 80 milionów pasażerów, ostrzegło przed "bardzo trudnymi warunkami" i zaleciło niektórym pasażerom, aby nie pojawiali się na lotnisku z powodu obszarów zalanych wodą. W środę odwołano około 300 lotów, a setki innych było opóźnionych.